piątek, 13 kwietnia 2012

Grzegorz Rasiak: Nie było w nas lęku


Grzegorz Rasiak

Źródło: Sport
Autor: Łukasz Żurek
Grzegorz Rasiak Grzegorz Rasiak
Środa, 11 października 2006 roku. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie, w ramach eliminacji mistrzostw Europy, biało-czerwoni rzucili na kolana naszpikowaną gwiazdami reprezentację Portugalii. Zwycięstwo 2:1 odbiło się szerokim echem w całej Europie…

Uczestnikiem tamtego spotkania był Grzegorz Rasiak, dzisiaj napastnik białostockiej Jagiellonii.

- Jak pan zapamiętał narastającą gorączkę przed starciem z wicemistrzami Europy i zarazem czwartą drużyną świata?

- Nie było w nas lęku. Byliśmy naładowani pozytywną energią, humory dopisywały. Cztery dni wcześniej graliśmy o punkty na wyjeździe z Kazachstanem. Po bramce „Ebiego” Smolarka zwyciężyliśmy 1:0. W niedzielę nad ranem wylądowaliśmy w Niemczech i tam przebywaliśmy na zgrupowaniu. Na mecz z Portugalią jechaliśmy z wielkimi nadziejami. Wiedzieliśmy, że zagramy przy komplecie publiczności. O rywalach mówiliśmy z szacunkiem. Ich nazwiska znane były przecież kibicom na całym świecie. Pamiętam, jak podkreślano, że sam Cristiano Ronaldo wart jest więcej niż cała nasza reprezentacja.    

- Mecz ułożył się dla nas doskonale. Dwa ciosy Smolarka – 9 i 18 minuta…

- Od pierwszego gwizdka byliśmy niezwykle skoncentrowani. To pozwoliło nam wznieść się na wyżyny umiejętności. Nie było z naszej strony żadnej kalkulacji, po prostu każdy z nas dał z siebie to, co najlepsze. To nie była obrona i czyhanie na kontrę. Od początku ruszyliśmy do natarcia. Byliśmy agresywni w każdej formacji, mieliśmy nieustanną przewagę optyczną i wygraliśmy zasłużenie. Mogliśmy zwyciężyć znacznie wyżej, bo okazji do zdobycia następnych bramek nie brakowało.

- Wspomniał pan o agresywnej postawie. Tymczasem żaden polski zawodnik z pola nie został ukarany kartką. Obejrzał ją jedynie bramkarz, Wojciech Kowalewski…

- To świadczy tylko o tym, że tego dnia naprawdę byliśmy lepsi. Graliśmy w piłkę i w pełni panowaliśmy nad przebiegiem boiskowych wydarzeń. Zaliczyliśmy mnóstwo odbiorów w środku pola, z których potem budowaliśmy składne ataki. Nie było potrzeby narażać się na kartki. A Portugalczycy? Na pewno nie mogliśmy liczyć z ich strony na żadną taryfę ulgową. Graliśmy przecież o mistrzostwa Europy. Dali z siebie wszystko, chcieli się jak najszybciej podnieść po naszych dwóch uderzeniach. Ale niewiele byli w stanie zdziałać…   

- Był pan zadowolony ze swojego występu?

- Tak, byłem bardzo zadowolony. Zanotowałem asystę przy bramce na 2:0, a niewiele brakowało, by po moim podaniu do siatki trafił Mariusz Lewandowski. Zaliczyłem jeden z najlepszych występów w reprezentacji. Zawsze będę wspominał tamten dzień z wielkim sentymentem. To był cudowny wieczór na Stadionie Śląskim. A ja byłem częścią tamtej drużyny i dzisiaj jestem z tego dumny.

- Co się działo po meczu? Był czas na fetowanie triumfu?

- Niespecjalnie. Każdy z nas był niesamowicie szczęśliwy i w szatni daliśmy upust tej euforii, ale to była środa, a w weekend mieliśmy w terminarzu mecze ligowe. Grałem wtedy w Southampton, czekała mnie podróż do Anglii. Wkrótce po zakończeniu spotkania w Chorzowie rozjechaliśmy się do domów. Udawałem się najpierw do Poznania. Przyjechała po mnie rodzina i przyjaciel, który prowadził samochód. Pamiętam, że zabrał się ze mną Marcin Wasilewski, wtedy grający w Lechu. 

- Akurat on był wtedy w reprezentacji rezerwowym. Spośród uczestników pamiętnego spotkania, dzisiaj w drużynie narodowej gra tylko Jakub Błaszczykowski. Kariery nie wszystkich ówczesnych kadrowiczów rozwinęły się tak jak powinny…

- Większość z nas miała wtedy po 27, 28 albo 30 lat. Trochę czasu minęło. Kuba był wtedy jednym z najmłodszych na boisku, miał niecałe 21 lat. Już wtedy przyjemnie było grać z nim w piłkę. Cieszę się, że jego przygoda z futbolem potoczyła się tak udanie i cały czas trzymam za niego kciuki. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić drużynę narodową bez niego.     

- Pan po raz ostatni przywdział biało-czerwone barwy w listopadzie 2007 roku, w wieku 28 lat. Kiedy się pan pogodził z myślą, że powołanie do reprezentacji nigdy więcej nie nadejdzie?

- Chyba nie było takiej chwili. Po prostu przyjąłem do wiadomości fakt, że nie jestem selekcjonerowi potrzebny i uszanowałem takie postanowienie. W styczniu następnego roku, po bardzo dobrym okresie w Southampton, przeszedłem do Boltonu i więcej w kadrze już nie wystąpiłem. Za kadencji Leo Beenhakkera reprezentacja ze mną w składzie nigdy nie przegrała. Po historycznym awansie bardzo chciałem pojechać na finały mistrzostw Europy, ale niestety nie było mi to dane. Obejrzałem turniej w telewizji.  

- Mogło się to potoczyć inaczej?

- Ja powołań nie wysyłam. W drużynie narodowej rozegrałem 37 meczów i zdobyłem osiem goli. Przynajmniej przy następnych ośmiu miałem spory udział. Jeśli w ostatnich latach któryś z selekcjonerów przysłałby mi zaproszenie, to bardzo chętnie bym się na jego wezwanie stawił. Ale powołanie nigdy nie nadeszło. Skupiłem się na grze dla zespołów klubowych i dla nich zostawiałem na boisku wszystko co najlepsze.  

- Wydaje się, że dzisiaj kadra to już rozdział dla pana zamknięty…

- Nie przypuszczam, żebym któregoś dnia otrzymał powołanie, ale dopóki piłka w grze…. Życie pokazuje, że do kadry można wrócić nawet po kilkuletniej rozłące. Pokazał to kiedyś Kamil Kosowski, a ostatnio Sebastian Mila, którego w reprezentacji nie było przez pięć długich lat. Nigdy nie wiesz, co przyniesie nowy dzień. Dzisiaj gram w piłkę najlepiej jak potrafię i kibicuję drużynie narodowej. Bo jej kibicem byłem, jestem i będę zawsze.

- W środę znów mierzymy się z Portugalią. Możliwa jest powtórka z 2006 roku?

- Jak najbardziej! Wszystkie bilety na ten mecz zostały sprzedane. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat reprezentację Polski dopingować będzie z trybun ponad 50 tysięcy ludzi. Faworytem są wprawdzie bardziej utytułowani rywale, ale przecież dokładnie tak samo było wtedy w Chorzowie… 

Rozmawiał Łukasz Żurek

1 komentarz:

  1. Dokładnie pamiętam te słynne mecze z Grzegorzem Rasiakiem. Chyba mniej więcej właśnie wtedy zacząłem interesować się piłką nożną na dobre. Moim zdaniem bardzo fajnie sprawdza się bukmacher https://www.iforbet.pl/zaklady-bukmacherskie u którego ja bardzo często obstawiam wyniki spotkań właśnie piłki nożnej.

    OdpowiedzUsuń